Żadne późniejsze próby zniszczenia Kościoła w Polsce nie osiągnęły rozmiarów tych masońskich z przełomu XVIII/ XIX wieku.

 

Czytam sobie „Koleje życia, czyli materiały do historii teatrów prowincjonalnych” Stanisława Tertuliana Krzesińskiego, aktora, rzecz wydaną po raz pierwszy i ostatni w roku 1957 w ilości 3000 + 205 egzemplarzy przez PIW. Onże Stanisław Tertulian wypada zresztą wujkiem słynnej baletnicy Matyldy Krzesińskiej, najpierw faworyty  kilku Romanowów, a później małżonki wielkiego księcia Andrzeja Władimirowicza.

No ale ja nie o tym chciałam.

Otóż Stanisław Krzesiński (1810 -1902) całe swoje życie gra w różnych towarzystwach teatralnych przemieszczając się z Lublina do Zamościa, z Zamościa do Krasnegostawu, z Krasnegostawu do Płocka, z Płocka do Kalisza, z Kalisza do Włocławka, z Włocławka do Radomia, z Radomia do Krakowa i da capo al fine.

Opisuje we wspomnieniach owe miasta dokumentnie.

Że w zlikwidowanym klasztorze bernardynów stacjonuje pułk huzarów. Że teraz w byłym kościele katolickim jest ewangelicki zbór. Że klasztor pojezuicki zamieniono na koszary. Że zlikwidowany kościół przebudowano na teatr, na więzienie, na magazyn siana, na rajtszulę, na szkołę.

I tak w każdym z tych miast i miasteczek. Ponieważ sam jest dość indyferentny religijnie, więc sprawę tę traktuje bez emocji.

Opisuje też bez emocji i niepotrzebnych ocen moralnych, jak dyrektor teatru dorabia sobie szulerką, jak zarobiwszy wyrok w Lublinie spokojnie przemieszcza się poza teren jurysdykcji do Płocka i tamże łapówkami pozyskuje sobie przychylność sądu, który przenosi sprawę na swój teren i tam ją umarza. Próbę gwałtu na 11-latce opisuje jako psotę, zresztą nieudaną, bo rodzice usłyszeli wrzask dziewczynki i przybiegli jej na pomoc. Oczywiście i tu łapówka wystarcza, by sprawie łeb ukręcić.

W Krakowie uznanym przez niego za miasto przesadnie „klerykalne” nie czuje się dobrze i utyskuje, że ludzie nie chcą chodzić do teatru podczas postu.

 

Nb. żeby nie było, że co tam oni temu Kościołowi  nakradli, oj tam, oj tam...

W chwili kasaty, w 1773 roku sami  jezuici mieli na terenach polskich: 4 prowincje (wielkopolską, małopolską, litewską, mazowiecką), 137 placówek z 2362 zakonnikami, z czego na terenach zabranych po I rozbiorze ok. tysiąca. Ogólna liczba kolegiów wynosiła 51, rezydencji zakonnych było 18, domów i stacji misyjnych przeszło 60, szkół 66 (w tym 23 szkoły wyższe z filozofią i teologią), konwiktów szlacheckich 15 oraz 2 seminaria duchowne i 2 akademie. Byli więc najliczniejszą rodziną zakonną w Polsce zarówno co do liczby placówek, jak i zakonników.

Natomiast kościoły katolickie były likwidowane podczas epoki napoleońskiej przez mianowanych tamże prefektów, również Polaków. Liczby zlikwidowanych kościołów nie znalazłam.

Po II wojnie światowej komuniści też nakradli sporo majątku kościelnego, prześladowali i mordowali osoby duchowne, ale nie zdołali tak zdemoralizować Polaków, jak udało się to panom masonom wtedy. Żadne późniejsze próby zniszczenia Kościoła nie osiągnęły rozmiarów tych z przełomu XVIII/ XIX wieku.

 

Na zdjęciu: adaptowanyna teatr  w 1812 r. przez prefekta departamentu płockiego Rajmunda Rembielińskiego kościół Świętej Trójcy w Płocku.