Cyceron stwierdził swego czasu, że "Do szczęścia człowiekowi potrzeba ogrodu i biblioteki" i miał świętą rację.














Tak własnie wygląda widok  od nas z  górnego okna  na las - porządny bukowy las rosnący na   prawdziwych zabytkach geologicznych, czyli  morenach  górnych, dennych i czołowych.  Dzięki temu  3-miasto nie weszło  zabudową w las, czyli niektórym nawet epoka lodowcowa się opłaciła;)

Niestety, odkąd wprowadzono zarządzenie, że psy mają - bez względu na rasę, charakter   czy stopień wytresowania - chodzić na smyczy i w kagańcu - nie wychodzę już z naszą zbójecką trójką na spacery do lasu - porządniej się wybiegają na wydzielonej dla nich części podwórza. Zresztą teraz jest to w ogóle niemożliwe, bo najstarsza goldenica ma guz na łapie - nie mogę przecież zabrać pozostałych na spacer, a jej zostawić.

 














To jest  nasza smarkata kocica Szisza. Uwielbia się popisywać, co własnie czyni udając, że nie zwraca uwagi na to, że jest fotografowana i wyglądając bohatersko na szczycie bramy. 














A tutaj zeszłoroczne zdjęcie obrazujące to, co zamierzam usilną pracą osiągnąć na całym areale ogrodu - czyli poziomkowa łąka. Bo zgodnie z  z ustaleniami wewnętrznego, domowego referendum - nie ma owocu, który by się mógł mierzyć z  poziomką. Powoli osiągam stan docelowy. Są to poziomki leśne, w związku z czym smakują jak żadne inne!  














Cała ściana południowa domu obrośnięta jest bluszczem tej samej odmiany, jaka obrasta zamek w Malborku - w okresie wczesnowiosennym  owocki tego bluszczu stanowią przysmak kosów. Odszczypkę bluszczu ucięłam sobie  jakieś 15 lat temu z  obrośniętej nim willi w Konigsbergu  k.Frankfurtu nad Menem. Niewielką miałam nadzieję, że w naszym klimacie się przyjmie, a tu proszę!  Nawet tegoroczne mrozy mu nie dały rady. 














Oczko wodne - mimo że zarośnięte rzęsą wodną, zwierzaki wolą pić z niego, niż z miski. Kiedy było zakładane,  rosnące nad nim samosiejki: sosna i jodła - jeszcze się nie wysiały. A jak już się wysiały, żal mi było je wyrwać. Mieszka w oczku kilka żab, z każdym rokiem coraz bardziej dostojnych. Oraz pijawek - ale jakoś nie potrafię ich polubić. Kaczeńce i niezapominajki już okwitają.














Miejsce, gdzie można sobie usiąść z książką i herbatką, albo podziwiać zachód słońca, albo się po prostu pomodlić. Widać bowiem z profilu naszą ogrodową kapliczkę, która jest na okładce notki.  














Ganek z widokiem na srebrny świerk, jałowce, tawułę oraz wiszące kwiatki: w tym roku lobelię i bratki. 














Wyjście z pracowni na ogród - ulubione miejsce Bogumiła, bo z tego miejsca nie widać sąsiednich domów. 














Nowy mieszkaniec ogrodu - dzierzba gąsiorek.  Bliższego ujęcia nie udało mi się zrobić, bo nie chciałam go płoszyć.














Pergola w głębi ogrodu przewidziana na średnie upały. Ponieważ jednak zarosła doszczętnie, teraz jest przewidziana na lato stulecia i to zakichane globalne ocieplenie, którego jakoś nie widać. 














A tutaj uchwyciłam w obiektywie  trzy przystojne królewny.

Burza minęła,  psy przestały się bać, kwitnące bzy zaglądają do okna, konwalie pachną, a ja zdązyłam opisać nasz ogród.  



























Dodaję zdjęcia karmnika - od kuchni i od ogródka. Na pierwszym z  jadłodajni właśnie korzysta parka sierpówek, na drugim Bajbus patrzy ze zgryzotą,  że poszłam do ogrodu i zostawiłam go samego.